W ostatni weekend wróciłam do dziergania kolorowych sześciokątów. To taka robótka którą kontynuuję zrywami. Nie wiem do końca co z nich powstanie, pomysłów jest co najmniej kilka. Najpierw miała być narzuta. Ale stwierdziłam, że to trochę za ambitny projekt i za długo musiałabym poczekać na efekt. Zmieniłam zdanie i zaczęłam rozmyślać nad torebką. Ale ostatnio coś mi w tym pomyśle przestało pasować i znowu kombinuję że może jednak ten pled.... I tak od czasu do czasu powstaje po kilka - kilkanaście sztuk kolorowych sześciokątów, a potem przerwa na inne rzeczy. A jako mały przerywnik postanowiłam zrobić "coś na czasie". Z dnia na dzień robi się powolutku coraz chłodniej, więc mitenki są jak najbardziej właściwe. Tym bardziej że mam słabość do dziergania rękawiczek.
Mitenki powstały z włóczki o składzie 75% wełna, 25% poliamid. Druty nr 2,5. Cieniutkie i ciepłe.
Szukają właścicielki :-)
Update: właścicielka znaleziona !
Ale wszystkie zawiedzione osoby uspokajam - będą następne rękawiczki - właśnie wpadłam w trans "produkcyjny". Aktualnie na warsztacie 3 para. Pochwalę się po weekendzie - mam nadzieję, że w niedzielę któraś z dziewczyn na spotkaniu robótkowym się ulituje i zgodzi być modelką "ręczną" :-)
Ja też, jak też uwielbiam dziergać na drutach pończoszniczych :) Chociaż Magic Loop też ma swój urok :)
OdpowiedzUsuńPiękne mitenki :)
ło matko i córko jakie śliczne... a możnby takie zamówić?
OdpowiedzUsuńJa do 5 drutów beztalencie kompletne...
ewe.upendi@gmail.com-proszę o odpowiedź...
A może jakaś wymianka mogłaby być?
Piękne, kolorowe... w sam raz na taką jesień!
OdpowiedzUsuńA ja nie cierpię pięciu drutów! Buuuu!
OdpowiedzUsuńTo po czemu te mitenki?
cudne są!
OdpowiedzUsuń