piątek, 26 marca 2010

niedziela, 21 marca 2010

Wiosenna limonka

Mam i ja Citrona :-) Fajnie się dziergało, mimo że z cieniutkiego moheru. To była wprawka przed czymś ambitniejszym. Mam nadzieję, że teraz się odważę... :-)
Wzór pochodzi z Knitty
Dziergałam na drutach 3,5 mm, włóczka Alize Mohair Super Kid. Zużyłam jakieś 7,5 dkg.
Oryginalny wzór powiększyłam o jedną sekcję (powtórzenie motywu), bo bałam się że wyjdzie mi szal w wersji mikro. I chyba dobrze zrobiłam. Teraz można się nim wygodnie otulić jeśli zajdzie taka potrzeba.







Teraz na drutach .... tia....kolejny "Magic". Chyba tę robótkę mogę uznać za przygotowywanie zapasów do następnej zimy. Nareszcie czuć wiosnę i niech tak zostanie! Z przyjemnością przerzucę się na haftowanie kwadracików kołderkowych, bo to jakoś tak lepiej mi wychodzi wiosną i latem.

A w domu widać już koniec remontu. W łazience brakuje tylko drzwiczek w nowych szafkach i będzie git. No dobra, przydałyby się wieszaki na ręczniki, ale to już jak pospłacam te wszystkie debety... Powiem nieskromnie, że podoba mi się moja nowa łazienka :-)
Jeszcze tylko drobne wykończenia po zmianie ościeżnic. No i to co sama muszę już własnoręcznie zrobić, czyli malowanie ścian w pokojach i korytarzu, a potem sprzątanie i sprzątanie i sprzątanie. Mam nadzieję, że do świąt z tym zdążę i będę mogła wyjechać na urlop ze spokojnym sumieniem, że wszystko poszło według planu.

Julito, baardzo dziękuję za ten wagon wyróżnień :-)

środa, 10 marca 2010

Dla dziewczynki

Udało mi się skończyć jakąś robótkę mimo pyłu betonowego, gipsowego i nie wiemjakiegojeszcze, którego wciąż pełno w domu. No ale na szczęście z remontem już "z górki" :-)

Zamówiony ciepły sweterek dla trzylatki. Włóczka Padisah Himalaya - 20 dkg i troszkę z trzeciego motka, druty nr 5, kilka guzików przywiezionych z urlopu w Australii. Wzór - improwizacja, robiony od góry bez zszywania.













czwartek, 4 marca 2010

Jeszcze o "magicznych" chustach

Dostaję sporo maili z pytaniem jak robiłam moje chusty, czy jest na to jakiś gotowy wzór itp. Wzoru nie mam. To moja radosna "tfórczość" :-)
Sposób wykonania jest bardzo prosty. Początek robótki świetnie opisała Marta przy okazji Laminarii. Co prawda ten sposób przy czytaniu wydaje się dość skomplikowany (przynajmniej dla mnie) ale jak się weźmie druty do ręki i wykonuje wszystko jak w opisie krok po kroku, to wychodzi bardzo profesjonalny początek chusty.
Wzór jakim się wydzierga całość to już kwestia wyboru dziergaczki. Przy tej akurat, tak pięknie barwionej włóczce, uznałam że im prostszy wzór tym lepiej.
Na moje wytwory zużyłam po ok. 20 dkg wełny o wydajności 200m/100g. Piszę około, bo czasem było to ciut więcej a czasem troszkę mniej wełny. Druty nr 5,5.

Ha! będzie nowa chusta. Właśnie nabyłam drogą kupna od Dziuni nowego Magica!

wtorek, 2 marca 2010

Kołowrotkowy zawrót głowy

No to wpadłam! Jak śliwka w kompot!
No dobra, nie w kompot, a w kręcenie kołowrotkiem..... :-)
Pojechałam w sobotę rano do Poznania. W pociągu na szczęście nie było tłoku. Dwie osoby w przedziale: jakiś pan zajęty swoim komputerem i ja - dziergająca na drutach oczywiście!
Ponieważ byłam na miejscu sporo wcześniej, to usiłowałam zwiedzać troszkę miasto w którym byłam po raz pierwszy. Ale błoto po kostki w parku Wilsona i moje rozwijające się przeziębienie skutecznie mnie z tych zamiarów wyleczyły.
Wróciłam na miejsce "przeznaczenia". No i się zaczęło......
Za chwilę było nas osiem, gotowych do nauki wariatek :-) Pojawiły się przecudnej urody kołowrotki i Państwo Kromscy. Miałyśmy okazję jako pierwsze używać kołowrotka o nazwie "Fantazja". Podobno to była jego światowa premiera. O ile pamiętam to ja się nawet do niego właśnie jako pierwszego dorwałam...
Nie będę się rozpisywać o szczegółach tych dwóch dni,bo świetnie to zrobiły Laura i Egunia :-)
Bardzo, ale to bardzo się cieszę, że tam byłam, poznałam tyle fantastycznych, pozytywnie zakręconych osób i zobaczyłam jak należy prząść niteczki, poznałam różne wełenki. Np. przędłam wełnę z alpak: Gucia i Wilmy. Ech.... szkoda, że tak szybko te dwa dni minęły. Na pocieszenie przywiozłam sobie małe motowidło. Jak już kiedyś będę miała kołowrotek... to będę miał na czym zwijać motki.
A tymczasem wracam pod kołderkę wyganiać przeziębienie. Nawet na dzierganie nie mam siły.

Aha! W drodze powrotnej, w pociągu natknęłam się na tego samego pana, z którym jechałam w jednym przedziale do Poznania. Przywitał się ze mną z szerokim śmiechem na twarzy. Czyżby to ta robótka....? Przecież zamieniliśmy tylko kilka grzecznościowych zdań.... hmm...